Utrata wzroku, rehabilitacja i pierwsza działalność na rzecz niewidomych

Po długim okresie ukrywania przez najbliższą rodzinę postępującej utraty wzroku, ostatecznym wyzwoleniem stało się orzeczenie doktora Bolesława Gepnera, lekarza okulisty, o prawdzie kalectwa Róży i bezcelowości wszelkich operacji. On też podsunął myśl, żeby potraktowała swoją ślepotę jako wezwanie do zajęcia się niewidomymi, których sytuacja na ziemiach polskich pod zaborami była wyjątkowo trudna. Zapóźnienie cywilizacyjne kraju i ubóstwo ograniczonych przez zaborców instytucji społecznych sprawiły, że minimalny procent osób niewidomych był objęty opieką, natomiast większość z nich żyła w skrajnej biedzie i na marginesie społeczeństwa. Opowiadając w przyszłości o rozmowie z doktorem Gepnerem, Sługa Boża nazwała go właściwym twórcą czy inicjatorem Dzieła niewidomych.

Głęboka i żarliwa wiara sprawiła, że fakt stopniowej utraty wzroku w 22 roku życia Róża przyjęła jako znak osobistego powołania życiowego i nie załamała się. Wręcz przeciwnie, pomimo trudu, ukazała moc ducha i bardzo rozsądnie podeszła też do perspektywy przyszłej działalności, modląc się wytrwale słowami z "Naśladowania Chrystusa": "Panie, niech mi to będzie możliwe, przez łaskę Twoją co mi się przez ułomność natury niepodobnym być wydaje" (III, 19,2).

W pierwszych latach po utracie wzroku nauczyła się pisma punktowego Braille'a i podjęła intensywną pracę nad własną rehabilitacją, by osiągnąć maksimum samodzielności. Jej postawa, daleka od cierpiętnictwa, stawała się odpowiedzią na Boże powołanie, która coraz bardziej ujmowała wszystkie osoby z jej otoczenia. W ten sposób hrabianka Róża stawała się też pierwszym świadkiem sprawy niewidomych na ziemiach polskich, ukazując, że "pod względem intelektualnym niewidomy nie stoi niżej od widzącego. Bystrością i jasnością sądu, zdolnością abstrakcji, ścisłością rozumowania dorównuje on całkowicie [...] tym samym funkcjom u widzącego".

Nie podjęła niezwłocznie bezpośredniej działalności na rzecz niewidomych, lecz okres prawie dziesięciu lat poświęciła na zdobywanie wiedzy na temat kształcenia osób niewidomych, odbywając podróże do Francji - kolebki ruchu tyflologicznego, do Belgii, Austrii, Szwajcarii i Niemiec. Ze specjalistycznych czasopism i książek poznawała doświadczenia ośrodków w Anglii i w Stanach Zjednoczonych, które wnosiły nowe elementy do znanych już metod nauczania, szkolenia zawodowego i zatrudniania niewidomych. (...)

Wbrew utartym pojęciom o osobach niewidomych, jako całkowicie niezdolnych do pracy i do pełnowartościowego życia w społeczeństwie, Sługa Boża pragnęła stworzyć dzieło, którego podstawowym zadaniem ma być przywracanie godności osobom ociemniałym. W tym celu założyła najpierw schronisko dla niewidomych dziewcząt, w którym uczyły się one koszykarstwa, wyplatania krzeseł oraz dziewiarstwa. Natomiast następna fundacja została przeznaczona dla niewidomych staruszek oraz warsztat pracy i nauki zawodu dla niewidomych mężczyzn dochodzących z miasta. (...)

(...) W 1911 roku uzyskała u władz carskich zatwierdzenie statutu założonego przez siebie Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi. Dzięki działalności jego członków w latach 1911-1914 powstały w Warszawie kolejno: ochronka dla niewidomych dzieci, szkoła elementarna, warsztaty, biblioteka książek w piśmie punktowym brajla i tzw. patronat, który obejmował opieką niewidomych mieszkających w mieście. (...)

Poświęcając się pracy w pierwszych dziełach, Róża Czacka pogłębiała także swoje życie modlitwy, dzięki któremu podeszła do utraty wzroku z postawą mężnej niewiasty, jak wspomina: "Gdy straciłam wzrok - nie miałam żalu za wzrokiem. Uważałam to za wolę Bożą, już wtedy było dużo cierpień codziennego życia". (...)

[Róża] myślała m. in. o sprowadzeniu do współpracy Sióstr Niewidomych św. Pawła z Paryża. Jednak po bezpośrednim zapoznaniu spostrzegła, że to Zgromadzenie tak bliskie jej założeniom, nie odpowiadałoby naszym polskim warunkom i potrzebom. (...)

Z biegiem czasu, coraz bardziej dojrzała stawała się myśl, że do zrealizowania tak konkretnego zamierzenia niezbędna jest reguła życia zakonnego, dostosowana do potrzeb tej pracy. (...)

(...) W 1915 roku wyjechała na Wołyń, do brata Stanisława Czackiego. Jej pobyt, który w pierwotnych zamiarach miał trwać około trzech tygodni, przedłużył się jednak aż do trzech lat, ponieważ została odcięta od Warszawy przez linię frontu.

źródło: S. Radosława Podgórska, Sługa Boża Matka Elżbieta Róża Czacka (1876-1961), Założycielka Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi i Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, w: Święci są wśród nas, pod red. o. G. Bartoszewskiego OFMCap, Warszawa 2012.