W chorobie i w cierpieniu

W niedługim czasie po śmierci swojego pierwszego kierownika duchowego, także matka Elżbieta została doświadczona ciężką chorobą nowotworową i operacją, którą jak inne trudne wydarzenia, przyjęła z postawą mężnej niewiasty. Przed operacją 6 sierpnia 1921 roku oddała siebie Bogu na zupełną i wyłączną służbę jako ofiara całopalna, wyrzekła się wszystkiego, co nie zmierza ku chwale Bożej i ślubowała dozgonną czystość, ubóstwo i posłuszeństwo, kochając i uwielbiając Boga za wszystkie krzyże przeszłe, teraźniejsze i przyszłe, a wierząc i ufając, że z Męki Zbawiciela spłynie męstwo i siła, ślubowała do końca życia dźwigać z radością i weselem wszystkie krzyże, które Bóg z Miłosierdzia Swego jej ześle. Pierwsza operacja przeszła pomyślnie, ale już w krótkim czasie ujawnił się przerzut nowotworowy nierokujący długiego życia. Po raz kolejny, trud stał się inspiracją do ponownego bezgranicznego zaufania Panu Bogu, ponieważ w swoim otoczeniu matka Elżbieta nie miała jeszcze nikogo, komu mogłaby przekazać zapoczątkowane Dzieło. Chodziło zarówno o Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi, jak i o Zgromadzenie. Ciężko chora, w dniu 8 grudnia 1921 ofiarowała się Maryi, Matce Niepokalanej, prosząc by była Matką, Opiekunką, Orędowniczką, Pośredniczką i Mistrzynią dla niej i całego Zgromadzenia. Ślubował wieczną wierność, miłość i cześć Matce Bożej oraz prosiła, by to Ona zawsze żywo stała przed oczyma sióstr jako wzór wszystkich cnót i potęgą świętości Swojej ścierała moc zła, przygotowując w duszach godny przybytek Swojemu Synowi oraz wspierała we wszystkich sprawach i nie opuszczała w godzinę śmierci. Powyższe słowa wypowiedziała ponownie w obecności Sługi Bożego ks. Władysława Korniłowicza, którego już wcześniej, po śmierci ks. Władysława Krawieckiego, poprosiła o kierownictwo duchowe.

Zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej operacji wszystkich uderzała jej wewnętrzna radość i pokój. Świadectwo niecodziennego połączenia cierpienia z radością, spowodowało między innymi nawrócenie młodego ziemianina Antoniego Marylskiego, który wspomina:

"To co mnie uderzyło i zniewoliło od razu, dlaczego potem po paru miesiącach zgłosiłem się do niej do pomocy, to było olśnienie faktem, że może być taka promienna radość w podwójnym, cierpieniu: ślepoty i fizycznego bólu. I tu się kryje tajemnica jej najgłębszego nurtu duchowego i płodności duchowej. W szpitalu zobaczyłem urzeczywistnienie w niej samej godła, które dla Zgromadzenia wybrała: "Pokój i Radość w Krzyżu".